Cholernie brakuje mi podróży. Brakuje mi tego, że mogę spakować plecak, wsiąść na kilka godzin w busa albo pociąg i zresetować się. Dlatego, kiedy tylko obostrzenia pozwalają, szukam jakiegoś kierunku. Nawet jeśli kiedyś już tam byłam, to i tak pojadę. Bo zawsze to chociaż na chwilę inny widok, niż ten, który codziennie widzę za oknem albo w drodze do pracy.
Pewnego wieczoru po prostu wzięłam telefon i kupiłam bilet. Padło na Brukselę. Byłam już tam kiedyś, jak mieszkałam w Maastricht. Byłam na jeden dzień i prawie nic z tego nie pamiętam, więc pomyślałam, że w sumie fajnie odświeżyć wspomnienia. No ale jednak tak fajnie nie było.
Table of Contents
Bruksela – atrakcje
Manneken Pis i spółka
Czyli sikający chłopiec. A także sikająca dziewczynka. I sikający pies. Nie wiem, dlaczego belgowie mają fioła na punkcie oddających mocz postaci.
Dopiero jak poszperałam w Internecie, udało mi się znaleść legendę, która rzuca nieco światła na to dziwne upodobanie.
Dawno, dawno temu żyła szczęśliwa mała brukselska rodzina: ojciec, matka i czteroletni syn. Pewnego dnia wybrali się na imprezę. Zajęci zabawą rodzice stracili z oczu dziecko. I jak się okazało stracili je dokumentnie. Matka i ojciec desperacko przeszukiwali całe miasto, zaczepiając wszystkich, jednak po dziecku nie było ani śladu. Zmartwieni rodzice niestrudzenie kontynuowali poszukiwania. Zdesperowana rodzicielka obiecała Matce Bożej, że podaruje miastu figurkę swojego dziecka w stanie, w którym jej syn zostanie odnaleziony. Piątego dnia po zniknięciu ojciec przechodził ulicą przez Stoofstraa, gdzie spostrzegł swojego syna… sikającego do rynsztoka Szczęśliwa matka dotrzymała obietnicy. W tym samym miejscu, w którym znaleziono chłopca, stoi słynny posąg.
Stworzenie żeńskiej wersji (Jeanneke pis) miało na celu przyciągnięcie turystów do ulic znajdujących się z drugiej strony Grand Place.
Z kolei pies (Zinneke Pis) zainspirowany jest poprzednimi dwoma. Nazwa figurki pochodzi od nazwy rzeki Zenne, przepływającej przez Brukselę (nad brzegiem której zwykły gromadzić się porzucone psy) i w dialekcie brukselskim języka niderlandzkiego oznacza (psa) mieszańca.
Bruksela – Wielki Plac i stare miasto
Wielki Plac jest naprawdę… wielki. I nie tylko chodzi o przestrzeń. Także budynki otaczające go są wielkie i bogato zdobione. Wielkie są też tłumy które przewijają się przez to miejsce niezależnie od pory dnia.
Pro Tip. Plac warto zobaczyć za dnia (żeby podziwiać piękno architektury), a także w nocy, kiedy budynki są oświetlone różnymi kolorami.
Od placu ciągnie się plątanina małych uliczek, pełnych kawiarni, sklepów z pamiątkami i restauracji. Idealne miejsce na zgubienie się i chłonięcie atmosfery miasta.
Bruksela – Katedra św. Michała i św. Guduli
Nie wiem, dlaczego ale budynki sakralne mnie fascynują. W życiu prywatnym trzymam się od KK z (jako instytucji) z daleka, natomiast bardzo lubię podziwiać architekturę sakralną. Lubię te ogromne budynki, piękne witraże, przez które słońce przenika feerią barw i misternie wykonane figurki świętych.
Katedra w Brukseli jest rzymsko-katolicka. Od 1962 (status katedry) wraz z katedrą św. Rumbolda w Mechelen pełnią funkcję katedry Archidiecezji Mechelen-Bruksela. Pierwsza kaplica, poświęcona Świętemu Michałowi, została wybudowana na wzgórzu Treurenberg w IX wieku. Następnie, w XI wieku, została zastąpiona przez kościół wybudowany w stylu romańskim. Finalny kształt katedra uzyskała w roku 1519.
Brussels Park i Brussels Botanique Garden
Czyli ostoje zieleni w wielkim mieście. Dla mnie stanowią chwile wytchnienia w zwiedzaniu wielkich miast. Kiedy dopada mnie zmęczenie lubię usiąść na ławce gdzieś między drzewami, odpocząć i planować kolejne punkty do zwiedzania.
Główny oark miejski, znany przez wiele lat jako „Parc Royal” był pierwszym parkiem publicznym w Brukseli. Ten duży czworobok obsadzony drzewami, znajduje się pomiędzy Parlamentem Federalnym a Pałacem Królewskim (stąd poprzednia nazwa).
Ogród botaniczny znalazłam przez przypadek. Był zlokalizowany przysłowiowy 'rzut beretem’ od mojego hotelu. Park idealnie oddaje wielokulturową tożsamość miasta: fasada w stylu angielskim na bulwarze, włoski ogród w centrum i francuskie budynki barokowe, w tym rotunda, wraz z kopułą i kolumnami, oranżeria i dwie duże boczne szklarnie.
Bruksela – Pałac Królewski
Moje najmocniejsze wspomnienie pierwszego razu. Ogromny budynek. Chyba jeden z największych, jakie wtedy mi dano widzieć. Bo później wszystkie zdeklasyfikował Pałac Ceaucescu.
Nazwa sugeruje, ze Pałac jest domem dla rodziny królewskiej, jednak wykorzystywany jest przez rząd Belgii do organizacji oficjalnych przyjęć. W budynku sprawy wagi państwowej rozstrzygane są przez ważne osobistości, wliczając w to samego króla Belgii oraz Rząd.
Bruksela – Cinquantenaire
To drugie (i ostatnie) miejsc, które pamiętam z poprzedniej wizyty. Pamiętam park i muzea. I to, ze chodziłam wtedy bez jakiejkolwiek mapy, i trafiłam nie do tego muzeum, co chciałam (zamiast militarnego zwiedzałam Królewskie Muzeum Historii i Sztuki). I to, że pan kasjer sprzedał mi bilet dla uczniów/dzieci, mimo tego, że miałam 24 lata.
Łuk będący bramą do parku (i kolejnym symbolem miasta), został wybudowany w 50. rocznicę uzyskania przez Belgię niepodległości.
Park Cinquantenaire jest drugim najważniejszym „zielonym płucem miasta’. Jak dla mnie niezbyt dobre miejsce na relaks, bo jest dosyć tłoczno. Raczej 'przyjść, zobaczyć i pójść dalej’. I nie przeszkadzać w mniej lub bardziej profesjonalnych sesjach zdjęciowych, które odbywają się na schodach.
Atomium
To chyba największy po Mannekin Pis, symbol miasta.
Atomium zostało skonstruowane na pierwszą powojenną uniwersalną wystawę światową (EXPO 58). Dziewięć sfer reprezentuje kryształ żelaza powiększony 165 miliardów razy. Reprezentują wiarę w potęgę nauki, a ponadto w energię jądrową.
Atomium poza tym, ze jest fajne z wyglądu, ma też ciekawe wnętrze oferujące muzeum, taras widokowy z panoramą Brukseli, restaurację oraz muzeum z wystawami stałymi (m. in. o historii powstania symbolu) i czasowymi.
Street At
Czyli obowiązkowy element każdej mojej wyprawy. Nawet nie pamiętam, kiedy się wkręciłam w chodzenie po mieście i oglądanie 'bazgrołów na murach’, ale chyba pierwszy raz był w Kownie.
Poza standardowymi rozmieszczonymi po całym mieście muralami, w Brukseli znajdziecie 'Comic Strip”, czyli specjalnie wyznaczoną trasę, na której budynki przyozdabiają postaci z bajek.
Ps. Wiedzieliście, że Bruksela jest domem dla Smerfów, Tintina i Sprycjana z „Przygód Sprycjana i Fantazjo”?
Frytki, gofry i piwo
Czyli zestaw startowy dla każdego, kto potrzebuje sił na kolejne godziny zwiedzania, albo potrzebuje się zrelaksować po całym dniu łażenia. Belgijskie frytki najlepiej smakują z majonezem albo sosem czosnkowym (btw. dla mnie frytki z keczupem to coś nie do przełknięcia). Ten fast food jest tak popularny, ze znajdziecie go na każdym rogu (ja jadłam tu i tu i polecam obie miejscówki).
Jeżeli mnie trochę znacie i obserwujecie na insta, to wiecie, że za słodyczami nie przepadam. Jednak gofry to dla mnie must-eat za każdym razem, kiedy jestem w Belgii. Najlepiej takie najzwyklejsze, posypane cukrem pudrem.
O belgijskim piwie można pisać dużo (więcej niż o gofrach i znacznie więcej niż o frytkach). jeżeli lubicie napoje na bazie chmielu, i szukacie czegoś, czego jeszcze nie [próbowaliście, polecam De Bier Tempel Rue du Marché Aux Herbes 56). Znajdziecie tam ponda 600 gatunków złotego trunku w cenach od 1,5 do 30 Euro.
Choco Story Brussels
To miejsce uratowało cały wyjazd. Bo nie dość, ze dowiedziałam się wiele o historii czekolady (która w cale nie jest krótka i prosta), to wzięłam udział w warsztatach i sama stworzyłam kilka rodzajów czekolad, które później posłużyły jako pamiątka dla bliskich).
Pełną relację z wizyty w Choco Story znajdziecie pod tym linkiem.
Bruksela – dwie twarze miasta
Niby wszystko fajnie – dobre jedzenie, ciekawe atrakcje – więc skąd to moje „mieszane uczucie”? Stąd że miast poza ścisłym centrum jest niezbyt czyste i mało bezpieczne. Dzielnica Noord to klasyczne „dzi*ki, koks, tajski boks”. Zaczepki dilerów na ulicy (i w zwykłym sklepie), panie trudniące się najstarszym zawodem świata na jednej z głównych ulic dzielnicy, ciągłe zaczepki w różnych sprawach. No i te śmieci na ulicy. Nie wiem, jak w inne dni tygodnia, ale w niedzielny poranek droga do sklepu przypominała tor przeszkód.
Centrum jest dużo lepsze w kwestii czystości, jednak tutaj z kolei poruszanie utrudniają bezdomni. Siedzący wielkimi grupami na głównych ulicach starówki, albo bezczelnie zaczepiający ludzi przechodzących albo czekających w kolejkach. Na hasło 'nie mam gotówki’, bezczelnie wskazują bankomat. No cóż, jedynym plusem jest to, ze nie musiałam sama szukać „ściany płaczu”.
Tanie loty do Brukseli znajdziecie na stronie partnera wpisu www.tanie-loty.com.pl