
Lubię podsumowania. Lubię na koniec roku usiąść i powspominać. Zobaczyć, co mi się udało a nad czym musze jeszcze popracować. Lubię oglądać zdjęcia z podróży i wracać wspomnieniami do odwiedzonych miejsc. I chociaż w tym roku wyjazdy zepchnęłam trochę na dalszy plan, pisząc to podsumowanie zorientowałam się, że mijający rok znacznie bogatszy w podróżnicze doświadczenia, niż mogłoby się początkowo wydawać.
Table of Contents
Podróże 2024
Rok 2024 był rokiem nowości. Zmieniania poglądów, dawania drugich szans miejscom, z którymi kiedyś się nie polubiłam i próbowania tego, co nieznane. Był to czas podróży (głównie) solo, które pozwoliły mi poznać nie tylko nowe miejsca, ale też własne emocje i potrzeby. Był czas na zwiedzanie, na odpoczynek, na książkę w parku i kawę w kawiarni. Było też wiele innych rzeczy/miejsc/ludzi, które w jakichś sposob zapisały się w mojej pamięci
Paryż

To moja tegoroczna” druga szansa”. Z mojego pierwszego spotkania z tym miastem pamiętam szarość, brud i zaczepki. I poczucie lekkiego niepokoju. I myśl w głowie, że moja noga więcej tu nie postanie. Ale… to było 10 lat temu! To wystarczający czas, żeby coś uległo zmianie.

Paryż, mimo że nadal zatłoczony i miejscami brudny, zdecydowanie da się lubić. Na nowo odkryłam jego urok, spacerując brzegiem Sekwany i słuchając ulicznych grajków przy Montmartrze. Okazało się, że w tym mieście mogę znaleźć spokój – szczególnie w małych kawiarniach, z których widać piękne fasady kamienic. Mimo wciąż obecnego gwaru i chaosu, kryje się w tym wszystkim pewien magnetyzm. Na tyle mnie to zauroczyło, że planuję tam wrócić, by zobaczyć to, czego nie zdążyłam w 2024, i znaleźć jeszcze więcej ciekawych miejsc.

Albania

Kolejny powrót, kolejna zmiana na plus. W 2020 Tirana zauroczyła mnie luzem, miłymi ludźmi, architekturą i dobrym jedzeniem. Do tego okazała się świetną bazą wypadową w góry i nad morze. Teraz, cztery lata później, jest jeszcze lepiej. Sporo tu renowacji (w tym słynnej Piramidy).

Pojawiło się więcej kolorowych akcentów i czuć, że miasto rozwija się w szybkim tempie. Wystarczy przejść się głównym bulwarem, żeby poczuć pozytywny vibe. W kawiarniach słychać rozmowy do późnych godzin, a muzyka dodaje miastu energii. Mimo nowoczesności, czuć (i widać!) tu ducha poprzedniej epoki. Te dwie rzeczy łączą się idealnie nadając miastu Ta mieszanka starego i nowego wciąga jak magnes!

Czarnogóra

Czarnogóra miała być dodatkiem do Albanii w 2020, ale… Pandemiczna rzeczywistość i restrykcje pokrzyżowały mi plany (na tyle, że zostałam pod przejściem granicznym i musiałam łapać stopa z powrotem do Tirany). W 2024 znowu spróbowałam dotrzeć do (ponoć) najnudniejszej stolicy Europy. I tak, Podgorica to nudne miasto*. Poza brutalistycznymi budynkami, piękną cerkwią i Hard Rock Café, nie ma tu niczego, co by przykuwało uwagę.

*to moja subiektywna opinia, może tobie się spodoba 🙂
Portugalia i Hiszpania szlakiem św. Jakuba

Camino chodziło mi po głowie od dawna, ale ciągle coś stawało na przeszkodzie. W 2024 roku uznałam w końcu, że nadszedł odpowiedni moment, i wyruszyłam z mamą – pierwszy raz w takim duecie. Nie nastawiałam się na zapierające dech widoki ani wielkie uniesienia. Chciałam po prostu sprawdzić, na ile dam radę i czy wytrzymam codzienne marsze.

Szlak potrafi być wymagający, ale tego właśnie chciałam. Wyzwania. Każdy kolejny kilometr utwierdzał mnie w przekonaniu, że mogę więcej, niż mi się wydawało. Bywały momenty, kiedy kusiło mnie, żeby zostać w łóżku trochę dłużej, ale wiedziałam, że właśnie wtedy najbardziej rozwijała się moja wytrwałość.
Wieczorami w Albergue spędzałam czas z innymi osobami: rozmawialiśmy o tym, co wydarzyło się w ciągu dnia, wymienialiśmy wskazówki i śmialiśmy się z najróżniejszych przygód, które napotkaliśmy na trasie. To był dobry sposób na odprężenie po długiej wędrówce.
Patrząc z perspektywy czasu, widzę, że był to solidny test moich możliwości. Nie szukałam wielkich przemian, chciałam raczej mieć pewność, że jestem w stanie zrobić to, co sobie założyłam. Camino udowodniło mi, że tak – każdy krok przybliżał mnie do celu i wzmacniał moją wiarę w to, że dam radę.

Belgia

Mieszkanie w Holandii ma to do siebie, że jest blisko do Niemiec/Belgii/Francji (w zależności, gdzie jesteś). Z Rotterdamu mam najbliżej do Belgii (godzina jazdy autem do Antwerpii), więc jak nie mam żadnych planów a dzień jest w miarę długi, kupuję bilet i jadę „na gofry” 🙂 (albo „na frytki”). W tym roku udało mi się wyskoczyć do Ghent (na gofry), Brukseli (przejazdem,) i Antwerpii (na frytki). Każde z tych miast jest trochę inne, każde na swój sposób fajne. Ghent to moje tego roczne odkrycie – urocze miasto idealne na jednodniówkę! Antwerpię i Brukselę też da się biegiem zrobić w jeden dzień (bo sama tak zrobiłam) ale to wyczerpująca podróż!

Holandia
Mieszkam w tym kraju pięć lat (z przerwami nieco więcej, ale wstyd przyznać, że widziałam MAŁO. W sumie niewiele, poza własną prowincją (Zuid Holland) i Brabancją (w której mieszkałam w czasie Erasmusa) długa. I ciągle dopisuję do niej kolejne punkty!

No ale… wracajmy do tego, co udało mi się zobaczyć. Poza klasyką: Amsterdam, Haga, Delft, Gouda, odwiedziłam Middelburg – ładne miasteczko, takie trochę „belgijskie’, idealne na kilkugodzinny wypad. Żeby popatrzeć na ładne budynki, odwiedzić muzeum i pospacerować ładnie udekorowanymi uliczkami. Było trochę morza (spacery po mojej ulubionej plaży w Hoek van Holland), po lesie (czasem Kralingse Bos – las miejski w Rotterdamie), czasem coś, co znalazłam na mapie. No i Rotterdam. Tutaj dużo łażenia i kilometrów na rowerze. SPacerypo dzielnicy, i po centrum. kawiarnie, muzea i inne ciekawe miejsca. To miasto ma tyle świetnych miejsc, że jeszcze długo się nie znudzę!
Dublin

Do Dublina miałam polecieć pierwszy raz w styczniu 2023. Taki prezent urodzinowy. No ale… nie poleciałam, bo… pomyliłam bramki. Zdarza się, no cóż. W 2025 potrenuję bieganie – jak widać, to przydatna w życiu umiejętność. Koniec dygresji, wracamy do Dublina. To miasto było dokładnie takie, jakiego się spodziewałam. Z gwarnym centrum i spokojnymi przedmieściami, fajnymi muzeami (musiałam!) i klimatycznymi pubami. Z kolorowymi muralami i spokojnymi parkami. Miasto IDEALNE na dwudniowy wypad. Można pochillować, można pozwiedzać. Można muzeum, można puby. W odpowiedniej porze roku można nawet piknik w parku. Serio. Poleć do Dublina, nie pożałujesz!

Sprawdź mój przewodnik po Dublinie w 24 godziny
Czy wrócę? Kiedyś na pewno, bo to fajne miasto na wypad.
Berlin

Do Berlina wracam co dwa lata. Regularnie., ale o różnych porach roku. Tym razem w październikowej odsłonie. Lubię patrzeć jak to miasto się zmienia (albo zmienia się mój punkt widzenia – to też możliwe). Jaki był Berlin 2024? Mocno alternatywny! Z ciekawymi muzeami (polecam bardzo German Spy Museum), kawiarniami i „plażą” w środku miasta. I kolejnym opuszczonym miejscem (a tych w mieście jest całkiem sporo!). Były też standardowe punkty: Brama, Budnestag i East Side Gallery. Bo jestem z tych, co lubią wracać, tam, gdzie było dobrze ❤️

Wyspy Zielonego Przylądka

Któregoś październikowego dnia obudziłam się i stwierdziłam, że potrzebuję wakacji. Nie pobytu w innym miejscu z planem rozpisanym co do punktu, tylko takich PRAWDZIWYCH WAKACJI, z leżeniem na plaży i spaniem do południa. A Cabo Verde wydawało się idealne do takich aktywności (i cenowo przystępne). Przyznam – idealnie nie było.

Na minus miałam właściwie tylko upały, przez które między południem a 15:00 wolałam nie wychodzić na zewnątrz. I to był mój przymusowy czas odpoczynku. Poza tym wszystko inne wypada naprawdę pozytywnie: szerokie plaże, przyjemne temperatury rano i późnym popołudniem, a do tego sympatyczni ludzie.

Co ciekawe, mimo że planowałam głównie się wylenić, udało mi się zobaczyć całą stolicę i okolicę. Zaliczyłam też dwie wycieczki z lokalnym przewodnikiem. Jedna z nich to snorkeling – od dawna chciałam tego spróbować. Drugą była całodniowa objazdówka po wyspie – idealny sposób na zobaczenie „wszystkiego”
Skrót z drugiej wycieczki poniżej
Podróże 2024 – podsumowanie
Rok 2024 upłynął mi głównie pod znakiem spełniania marzeń i dawania drugich szans – zarówno miejscom, które kiedyś mnie nie porwały, jak i planom, które musiały poczekać na lepszy moment. Efekt? Odświeżyłam stare wspomnienia, poznałam mnóstwo nowych inspirujących miejsc i przy okazji przekonałam się, że warto wracać tam, gdzie kiedyś coś nie do końca „zaskoczyło”.
Na 2025 nie mam jeszcze żadnych biletów (stan na 06.01.). Stawiam na spontan, i to, co przyniesie los. Może wybiorę się do odległego zakątka świata, a może odkryję coś wyjątkowego całkiem blisko? Jedno jest pewne: wciąż mam ogromny apetyt na podróże.