Siedemnaście godzin. Tyle dokładnie trwał lot. Dwanaście i pół godziny w samolocie i cztery i pół koczowania na lotnisku. Lądujemy. Idę długim korytarzem, odbieram bagaż, przechodzę kontrole wizową. Wychodzę przed budynek. jest gorąco, głośno, ciasno i duszno. Widzę palmy, cieszę się promieniami słońca spadającymi mi na twarz, obserwuję ludzi. Czuję się szczęśliwa. Witaj Hanoi, miło Cię poznać.
Table of Contents
Tu życie toczy się na ulicy.
Łapiemy autobus do dworca. Po pół godziny wysiadamy. Łapiemy orient (pomaga nam jakiś stary Wietnamczyk, który ni w ząb nie zna innego języka niż swój), już wiemy w którą stronę. Im bliżej centrum tym chodniki są węższe, a czasem nawet znikają pod tłumem ludzi, którzy miejsce dla pieszych taktują jako przedłużenie swojego domowego biznesu. Na chodnikach są warsztaty samochodowe, punkty naprawcze skuterów, stoliki restauracyjne i oczywiście – parking dla skuterów. Przejście przez ulicę graniczy z cudem, ale czasem trzeba. Przebiegamy, ktoś na ans trąbi. W ostatniej sekundzie odskakuję, zawadzam stopa o wysoki krawężnik i ląduje całym ciężarem ciała na chodniku. Ktoś pomaga mi wstać, ktoś podaje wodę, a ja w szoku zastanawiam się, czy tak wygląda spełnione marzenie…
Do you speak English? To działa w dwie strony.
Wersja pierwsza.
Znacie to uczucie. Obce miasto, nieznany transport publiczny a Wy koniecznie chcecie gdzieś dojechać? Próbujecie się pytać o drogę, ale nikt nie zna angielskiego… Nie ma internetu, nawigacji i Google translatora. Ba! Nie ma nawet nazw przystanków. No i jak wysiąść we właściwym miejscu? Pokazujemy mapę, nazwę ulicy, na której mamy wysiąść, nic nie działa. Wysiadamy na czuja, trafiamy.
Wersja druga
Deptak nad jeziorem Hona Kiem, siedzimy, odpoczywmy, podziwiamy żółwią wieżę i pagodę ulokowane na środku jeziora. I nagle słyszę 'Hey, do you speak English? I wanna practice my English”. Przysiadają się do nas dwie dziewczynki i gadamy o życiu. Później pojawia się kolejna osoba. Mamy dosyć, grzecznie dziękujemy i idziemy dalej. W końcu wcześnie robi się ciemno, a miasto nocą jest jeszcze trudniejsze do ogarnięcia. Ale… nie ma tak łatwo, za chwilę pojawia się kolejna grupa z tą samą gadką, i kolejna, i kolejna… Ewakuujemy się w stronę centrum…
Jak widać znajomość angielskiego w Wietnamie waha się od jednej skrajności do drugiej. Nigdy nie wiesz, czy trafisz na osobę która nawet nie będzie rozumiała zwrotu 'przystanek autobusowy’ czy na taką, z którą będziesz mógł porozmawiać o zawiłościach filozofii Schopehauera,
Kult Wujka Ho. Hanoi atrakcje
Wchodzisz na pocztę, Wujek Ho, na każdym banknocie Wujek Ho, wejście każdej szkoły ozdabia popiersie Wujka Ho, otwierasz lodówkę…. Serio, gdzie nie spojrzysz spotkasz się twarzą w twarz z Przywódcą. Mimo, ze były prezydent DRW spoczywa sobie spokojnie w swoim mauzoleum w centrum Hanoi (strzeżonym przez żołnierzy, ogrodzonym płotem i zapewne mającym inne mniej lub bardziej bajeranckie zabezpieczenia), zdaje się być wiecznie żywy. W tym roku obchodzi 127 urodziny – oczywiście każdy obywatel świętował je hucznie
Surfujemy na kanapie, czyli couchsurfing – podejście pierwsze. Hanoi atrakcje
Bo jak najlepiej poznać daną kulturę? Oczywiście stykając się bezpośrednio z jej przedstawicielami! My o Wietnamie czytaliśmy dużo, ale jak wiadomo, w praktyce teoria nie na wiele się zdaje.. tak lądujemy w domu Hong i jej męża, którzy udzielają nam krótkiej lekcji savior vivre’. Stąd wiemy, co się je, jak się je, co wypada, a co nie. Absolutnie nie wypada na przykład chodzić w domu w kapciach! Kanapa okazuje się nieziemsko twardym materacem w pustym pokoju z głośną ulicą za oknem. W podzięce za nocleg Hong dostaje opakowanie ptasiego mleczka, którgo połowę pochłania od razu (gdzie jej się to mieści?).
Pobudka. Piąta rano. Hanoi atrakcje
Wspominałam o skuterach i klaksonach? Życie w Hanoi zaczyna się skoro świt, skutery jeżdżą, trąbią i spać nie dają. Zwlekamy się, żegnamy Hong i wychodzimy w miasto. Ale najpierw śniadanie (tradycyjne wietnamskie) bahn mi i ca phe da (czyli bagietka z jajkiem i kawa na lodzie). Pojedliśmy, popiliśmy… Czas ruszać w miasto.
Zwiedzamy. Hanoi atrakcje
Całe centrum czyli Old Quarter, bo na więcej nie ma czasu. Widzimy strzeżone przez hordę żołnierzy Mauzoleum Wujka Ho, One Pillar Pagoda, która mi osobiście przypomina domek czarownic z bajki (taki stojący an kurzej nóżce, kojarzycie ten motyw), wspomniane wcześniej jezioro, replikę Notre Dame pozostałą z czasów kiedy rządzili tu Francuzi, masę pomników i mniej lub bardziej ciekawych miejsc. Testujemy lokalną kuchnię, uciekamy przed skuterami i omijamy chodnikowe biznesy. Norma. Wracamy późnym wieczorem, umordowani, jemy zupki chińskie a później, po szybkim prysznicu układamy się na twardym materacu. Przezornie zamykam okno, aby pospać trochę dłużej.
Hẹn gặp bạn sau! Hanoi atrakcje
Niedzielny poranek. Budzimy się, pakujemy, grzecznie żegnamy się z Hong (Hẹn gặp bạn sau – „do zobaczenia”, jeden z niewielu wietnamskich zwrotów, jakie opanowałam) i lecimy na dworzec. Kolejny przystanek Cat Ba – rajska wyspa.
Więcej informacji o tym, co się dzieje w Hanoi znajdziecie na oficjalnej stronie.