Wiele  osób myśli, że praca na etacie  nie może współgrać z marzeniem o podboju świata. te dwie rzeczy nie mogą po prostu współistnieć, bo przecież kilka dni urlopu jest koniecznych w okolicach Bożego Narodzenia, żeby je spędzić z rodziną, no i trzy dni przed świętami, żeby posprzątać, ugotować i zrobić zakupy, na Wielkanoc podobnie. Do tego długie weekendy w majówkę, Boże Ciało i inne święta. Obowiązkowe dwa tygodnie w wakacje i urlop znika. A tymczasem nam udało się zwiedzić w tym czasie ponda dziesięć państw i poznać odrobinę naszego pięknego kraju.

Jak to możliwe, że mając do dyspozycji tylko 26 dni urlopu i łącząc pracę na etacie ze studiami zaocznymi udało nam się tyle zobaczyć Wietnam, Maroko, Wiedeń, Bratysławę, Wilno i wiele innych miejsc? Podstawą jest dobra organizacja!

Planuję z wyprzedzeniem

Na początku roku drukuję sobie całoroczny kalendarz z zaznaczonymi wszystkimi świętami i dniami wolnymi, dzięki temu mam możliwość rozplanowania dni wolnych. Odpowiednio rozplanowane ‘mostki’ pomiędzy dniami wolnymi pozwalają mi wydłużyć pobyt do maksimum.

Wykorzystuję weekendy

Zamiast w piątek wychodzić na imprezę, ja wsiadam w samolot lub busa i w sobotę jestem już w innym mieście (albo kraju). I mimo, że w taki weekend wypoczynek jest mi obcy, wracam w poniedziałek wracam do pracy ‘zresetowana i gotowa na nowe wyzwania’. Czasami zdarza mi się „przedłużyć weekend” i wyruszyć w podróż w czwartek lub wrócić w poniedziałek.

Nie marnuję wolnego

Nigdy (przenigdy!) nie wykorzystuję urlopu na ‘nicnierobienie’ lub sprzątanie. Jeżeli chcę wypocząć, mam od tego wieczory i weekendy, które spędzam w Warszawie. Sprzątaniem i obowiązkami dzielimy się zawsze po równo – zazwyczaj rozkładamy je w czasie i wykonujemy wieczorami.

Jestem elastyczna

Specyfika mojej firmy nie wymusza ode mnie planowania urlopu z góry, wystarczy często kilkutygodniowe wyprzedzenie (potrzebne na zorganizowanie zastępstwa). Dzięki temu mogę ‘polować‘ na tanie bilety i organizować krótsze lub dłuższe wypady.

Nigdy nie spędzam w jednym miejscu więcej niż 3-4 dni.

No, może poza obowiązkowym dwutygodniowym urlopem (który wykorzystuje ‘poza sezonem”. Przedłużony weekend to idealny okres czasu wystarczający na poznanie danego miasta, wczucie się w jego atmosferę i odwiedzenie najważniejszych miejsc. Aby wykorzystać maksymalnie czas, staram się jak najmniej czasu spędzać w hotelu, stawiając na aktywny wypoczynek.

Biorę urlop bezpłatny lub kupuję dni wolne

No dobra, nigdy nie korzystałam z wyżej wymienionych opcji, bo ustawowe 26 dni spokojnie mi wystarcza, ale… gdyby zabrakło, zawsze mogę poprosić pracodawcę o dodatkowe kilka dni. W niektórych firmach istnieje również możliwość zakupu dodatkowych dni wolnych (do 5 dni na rok).

Home office

Korzystam z opcji „Home Office” bo nie ma nic przyjemniejszego niż ‘praca z widokiem na … (morze/jezioro/las/góry)’. I, mimo, że przez piękne widoki ciężko jest mi się skupić na pracy, opcja jest warta poświęcenia.

Dzięki stosowaniu się do powyższych punktów, w tym roku mam 8 dni ‘zaległego urlopu’!